Saturday, December 29, 2007

Dylematy etyczne

W trakcie ostatniego PoRobocie wywiazala sie ciekawa dyskusja na temat etyki w blogach. Bo niby w jakim charakterze pisany jest taki blog? O ile nie oplacany i zlecony, to przeciez prywatnie. A jesli pisany prywatnie to zasadniczo albo szczerze albo wcale. Osobiscie dotychczas sklanialam sie do opcji wcale, teraz poszukuje szarosci. Tak, tak... juz slysze te wzburzone glosy pr'owej braci, braci cierpiacej IMHO na delikatny przerost misji i wizji PR, oficjalnie diagnozowanej jednak jako swiadomej roli pr'u w zyciu wszechswiata. Ktos w koncu musi edukowac to ciemne spoleczenstwo - na czele z ukochanymi klientami.
Zanim jednak szerzej o etyce w blogosferze, chwila o etyce w ogole. Bo co w sytuacji, kiedy ktos nie chce byc edukowany? Tupnac noga i rzucic robote? Czy starac sie zminimalizowac dzialania autodestrukcyjne i koncentrujac sie na tych absolutnie neutralnych (czyt.: nieskutecznych, acz stosowanych z powodu: "klient ma taka fantazje"), starac sie raz na x-czasu przepchnac cokolwiek sensownego? Gdzie sens? Gdzie logika? W mniej lub bardziej okraglej sumce wplywajacej na konto. A gdzie etyka? No wlasnie...
Zasadniczo bedac freelancerem jest mi latwiej wybierac projekty, ktore nie pociagaja za soba takich dylematow. Niemniej, zwlaszcza przy wspolpracy z agencjami stricte eventowymi, mozna wpakowac sie na niezla mine, mine o podwojnej sile razenia czyli "super fuck". Sytuacja z tych ekstremalnych, niemniej niestety spotykana w przyrodzie. Klient koncowy to ignorant, a agencja - czyli nasz bezposredni zleceniodawca, traktuje pr jak dziecko niechciane, co wiecej nie rozumie elementarnych zasad nim kierujacych.
Oficjalnie temat tabu - przeciez nie bedziemy uzalac sie publicznie na oszolomow, oczekujac chwile pozniej na publikacje piejace nad profesjonalizmem tych samych. Co zatem z blogiem? Piszac oficjalnie case study pod wlasnym nazwiskiem, nie musimy juz wymieniac nazwy klienta. To przy odrobinie orientacji w branzy mozna wiedziec w 5 minut - wliczajac w to szybkiego papierosa i kawe. Kasanie reki, ktora karmi? pomijajac etyke, czysta glupota. Zostaja lapidarne, pozbawione chocby cienia refleksji wlasnych, informacje albo walka z calym wszechswiatem. Taka nowa era jedi - PR Jedi ;-) albo pisanie "do szuflady" i publikacja po latach przypadkow klinicznych z archiwum pr ;-)
Mam cicha nadzieje, ze takich dylematow bede miala w nadchodzacym roku jak najmniej. Najchetniej brak ;-) A co za tym idzie, spokojnie bede mogla opisywac nieustanne pasma sukcesow zarowno wlasnych, jak i moich klientow. Czego i wszystkim w Nowym Roku zycze!
Bo kasa, kasa... ale wazniejsze przynajmniej dla mnie - moc podczas porannej toalety spojrzec sobie w oczy! Co zrobic... juz taka rozwazna i romantyczna jestem ;-)

debiuty ;-)

Walczylam, walczylam i ...wreszcie uleglam i JA - ogolnosrodowiskowemu trendowi pisania bloga. Co z tego wyniknie - we'll see.